Narzędzie pirata książkowego
- Kuba Tatarkiewicz,
- 22.02.2008, godz. 00:01
Pewien student, mający dość kopiowania (drogich) podręczników na standardowych kopiarkach (wiem coś na ten temat, bo przed laty sam kopiowałem w ten sposób rzadkie książki naukowe za granicą), wymyślił i zaczął produkować urządzenie o nazwie BookSnap.
Pewien student, mający dość kopiowania (drogich) podręczników na standardowych kopiarkach (wiem coś na ten temat, bo przed laty sam kopiowałem w ten sposób rzadkie książki naukowe za granicą), wymyślił i zaczął produkować urządzenie o nazwie BookSnap. Przynajmniej w tym przypadku trudno jest oczekiwać zrozumienia dla biednych studentów, choć podążając za logiką moich dyskutantów z zeszłego tygodnia, na skutek kopiowania książek nikomu nie ubywa, a raczej przybywają nam ich wersje elektroniczne. Jeśli proces kopiowania robi się dla siebie, aby móc łatwiej czytać książki z ekranu laptopa, to ostatecznie mogę takie wyjaśnienie zrozumieć (fair use). Ale podejrzewam, że posiadacz BookSnapa, zrobiwszy kopię popularnej książki, z pewnością rozda pliki tekstowe wszystkim kolegom i znajomym królika. Czy na pewno nikomu nic wtedy nie ubędzie? Ceny podręczników staną się jeszcze wyższe, czyli za ewidentną kradzież zapłacimy wszyscy.
Szukając po internecie informacji o tzw. fair use (w Polsce "dozwolone użycie" legalnie posiadanej kopii dzieła objętego copyrightem), natknąłem się na ciekawy artykuł, z którego jasno wynika, że prawnicy nie tylko w Polsce bardzo nie lubią precyzyjnych definicji. Ostatecznie, gdyby wszystko było jasne, to czy w ogóle potrzebowalibyśmy prawników?!